Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Masław tom 1 031.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

pryma, z dogodnéj chwili, aby kraje zawojowane przez Bolesława oderwać od Polski. Czeski Brzecisław myślał już o zagarnięciu całego państwa i połączeniu go z koroną swoją. Począł to wielkie dzieło od złupienia Krakowa, Gniezna, Poznania i uczynienia pustki z ziem, nad któremi chciał panować.
Gdy rany swe obwiązawszy Lasota, legł znowu na ziemi, a Dębiec siadł na uboczu, oba Doliwowie, spojrzawszy na siebie, pierwszą wznowili rozmowę.
— Cóż myślicie? — ozwał się Mszczuj — co czynić mamy? mówcie! starszego posłuchamy radzi.
Lasota podniósł głowę, jakby się chciał przekonać, że mowa do niego była zwróconą.
— Pytacie mnie — rzekł. — Wiem że ja sam co czynić? Wiem, jeno czego nie uczynię. Za Wisłę do Masława nie pójdę, srom to i hańba, parobczakowi się kłaniać, gdy się namaszczonym królom służyło. Myśmy wszyscy stali przy panach naszych, stali przy Mieszkowéj wdowie, potém przy Kaźmirzu, mamyż iść do tego co nam ich odebrał? A gdybyśmy i poszli doń, chyba ażeby mu zanieść głowy nasze, bo żywić nas nie będzie.
Zamilkli Doliwowie.
— Nie wiem, czy znacie Masława, jak ja go znam — dodał Lasota. — Patrzałem ja nań, jak rósł na dworze z pacholęcia przy psiarni, potém