Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Masław tom 1 037.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Jak ocalałem, na co Bóg chciał mi życie przedłużyć! albo wiem? — dodał starzec. — Rzekł i pomyślawszy chwilę ciągnął daléj.
— Jeśli na co mi życie było dozwolone, chyba abym wysłuchał narzekania wasze i przyniósł pociechę. Z nad mogiły, nad którą stoję, widzą moje oczy jasno. Nie trwóżcie się, że upadły krzyże i wróciło pogaństwo, ani myślcie Masławowi bić pokłony. Przejdzie dopust Boży jako wicher i burza, połamawszy gałęzie, a pni nie obali... i zazielenią się z wiosną. Ale wam nie płakać i narzekać, ani ręce łamać trzeba i padać na ziemię, ale się gromadzić i stać murem a bronić. Niewiasty płaczą, mężowie walczą, Bóg dzielnym pomoże, gdy serca podniosą ku niemu!
Czyż wszystko nasze wyginęło rycerstwo, co z Bolesławem szerokie ziemię podbijało? Czy już tylko czerń została, któréj dawniéj nie obawiano się tysiąców, gdy jedno serce za tysiąc stało?
Rozbici jesteście, a skoro się zbijecie znowu, krzyż w ręce ująwszy, zwyciężycie. I pójdzie czerń po lasach wylękła, a zdrajcy pod miecz i stryczek szyją przyniosą.
Masławowi się kłaniać! — zawołał z zapałem starzec — toć jedno co Boga zaprzéć i chrztu świętego.