Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Masław tom 1 079.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

z tylu gębami znaleźć mogli przyjęcie. Już się ich teraz ośmioro zebrało, a żywić w głodny czas ludzi tylu, nie było łatwo oblężonym. Choć Belinowie znani byli jako ludzie chrześciańscy i miłosierni, przecie naprzód o los i przeżywienie rodziny własnéj dbać musieli.
Nikt nie mówił nic, frasowali się wszyscy. — Sobek spytany radził tegoż wieczora, korzystając z mroku jechać daléj. Nieco pożywiony i napojony Bohdaś ofiarował się wlec dopóki sił stanie. Spytkowa w któréj koszu była jeszcze odrobina jakiegoś napoju, dać go kazała osłabłemu, co go nieco orzeźwiło.
Więc choć ciemność nadchodziła, że słota trochę nad zachodem ustała, wszyscy się do dalszego uszykowali pochodu. Wedle rachunku Sobkowego, który nie mylił nigdy, przed pierwszemi kury, dostać się mieli do téj doliny, w środku któréj nad rzeczką stało Belinów Olszowe Horodyszcze. Sobek z Dębcem szli przodem, za niemi jechał Lasota, dwie niewiasty, przy których szli Doliwowie i przybysz ostatni. Tego Mszczuj pod rękę wiódł, bo nie wiele jeszcze siły miał do chodu.
Spytany Lasota przez jejmość starszą, mógł poświadczyć o Toporczyku, iż był na dworze królowéj Ryksy, przy królewiczu Kaźmirzu wychowany, któremu go do zabaw dodawano; starego rodu i możnego dziecięciem. Spodziewano się po nim wiele, bo i księża go uczyli Benedyktyni