musiano więc próbować, ażali się ocaleć lub okupić nieda.
Dodano za przewodnika Doliwie starego bartnika, który wszędzie sobie radę dać umiał, nie zawiódł się na nim i w téj drodze, gdy ciągle wymijać przyszło gromady zbrojne, osad unikać, nocami więcéj niż dniami się przekradać. Sobek tak go umiał prowadzić, iż z nikim się nie spotkawszy, nad ów brzeg Wisły przybyli cało i bezpiecznie.
Wszebór, który zrazu bardzo zuchwale prawił o spotkaniu się z Masławem, a w przyjaźni jego wielce był ufny, teraz dopiero, gdy ujrzał przed sobą miasto i chwila przyszła stanąć przed nim, zadumał się mocno.
Wątpliwość się w nim zrodziła jak go przyjmie i czy na dawną drużbę zechce pamiętać? Od czasu, gdy się na dworze widzieli, dużo się rzeczy zmieniło, a z tego co o Masławie prawiono, trudno było dobrze wróżyć. Ale i wracać nie była pora.
Sobek mu w oczy patrzał milczący, i ku rzece wskazywał.
Wszebór rozmyślał teraz, czyby nie lepiéj już było, poznać się nie dając, zdala wszystko podpatrzéć, a Masława uniknąc.Ludu było dosyć, w który się wmięszać mogli niepostrzeżeni. Co miał uczynić, sam niewiedział. Jechali nie spiesząc wcale, a Doliwa trochę konia powstrzymał. Mówili wprzódy z Sobkiem, któremu się oświadczał,
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Masław tom 1 102.jpeg
Ta strona została uwierzytelniona.