Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Masław tom 1 131.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.



V.



Znalazłszy się sam jeden w sieni, Doliwa gorzko się uśmiechnął sam do siebie, na co mu przyszło! Sługą być i ochmistrzem u chłopskiego syna, którego widział pacholikiem pokornym. To co tu widział zdumiewało go i oburzało, pozostać nie myślał długo, ale się przypatrzeć było trzeba, aby wiedzieć jak stały Masławowe sprawy.
Kosztowało go to, kłamać musiał, ale wpadłszy raz w to osie gniazdo, trzeba się było zachować cicho. Nie wiedział jeszcze gdzie się obrócić i co z sobą począć, gdy go Sobek stojący na czatach pozdrowił milcząco. Nie mówiąc słowa wskazał mu aby szedł za nim. Dwór już był napół uśpiony, ludzi niewielu snuło się jeszcze po zakamarkach ciemnych, któremi przeciskać się musieli. Tak wyszli na drugie podwórze, a tu Sobek, jakby