Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Masław tom 1 136.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Krwią cię moją żywię,
Żyj ty mi szczęśliwie,
Luli mały, luli!

— Tak to ja jemu śpiewała, gdym go karmiła, ot temi, temi piersiami zeschłemi — dodała koszulę rozdzierając gwałtownie — a teraz! na gałąź starą sukę! sto łóz wiedźmie! hej! hej! Jakże urósł szczęśliwie!...
Podparła się na ręku.
— To co żeście go karmili? choćby tak i było — poczęła młoda, nogą bijąc o ziemię. — Czy to jedna mamka cudze dziecko do piersi bierze, gdy matki nie stanie.
— Mamka!! — krzyknęła stara podnosząc oczy groźne... — ty, ty jakaś, jak ty mnie śmiesz mamka nazywać? Mamką ja nie była! Ty choć żoną nie jesteś, możesz się dać całować... na to ty się urodziła, a do mojéj piersi tylko własne dziecko usta mogło przycisnąć... Ty! latawico jakaś!
Młoda kobieta gniewnie odskoczyła.
— Wiedźmo ty stara! jędzo przeklęta! a tobie co do mnie? Widziałaś jak mnie całowali?
— Kto nie chce to zobaczy, bo ty to masz napisane na liczku — zawołała stara, rozgarniając włosy siwe — patrzże na moją twarz, czy tam stoi żebym ja cudzym dzieciom mamką była?
— Tam stoi — rozśmiała się młoda — że didko ci rozum wziął i do sakwy schował. Ot co! ale ty się doigrasz stara, że cię powieszą...