Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Masław tom 1 150.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Masław zamruczał coś niewyraźnie; poselstwu od czerni piwo niesiono i częstować je zaczęto... Wzięli się tedy do kubków wszyscy, kłaniając panu co ich przyjmował, a pan był twarzy posępnéj czegoś. Zbytnia poufałość ludu prostego w smak mu nie szła. Oni téż spoglądając na tego swojego knezia, nie zdawali się w nim lubować zbytnio. Nadto się im wydawał butnym i do dawnych panów podobnym.
Wszebór, który miał już odchodzić, zasłyszawszy jak się nad napadem na Olszowe Horodyszcze naradzano, został umyślnie, aby wiedzieć co będzie postanowione...
W gwarze, który się wziął przy piwie, trudno co było usłyszéć. Z przybyłéj gromady, głusząc mówcę, wyrywały się głosy różne i jedne drugim przerywały opowiadanie. To tylko mógł pochwycić Wszebór, iż chciwość Masława opisami skarbów i łupów podżegano, a kneź więcéj niż o zdobycz o położenie gródka i siły jego się dowiadywał.
Te siły jedni podnosili bez miary, bo przed niemi ustąpić musieli, drudzy starali się okazać nie tak znacznemi, zgody nie było na nic. Jednomyślnie tylko bili w to wszyscy, iż rycerstwa wiele się pochroniło na Horodyszczu i dla tego samego wziąć je trzeba było koniecznie, aby niebezpieczni ludzie przebojem się nie ocalili.