Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Masław tom 1 155.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.



VI.



Gdy w Płocku Masław, na samo wspomnienie Wszebora Doliwy, pięściami tłukł w stoły i ławy, odgrażając się, szydząc i bezczeszcząc dawnego towarzysza; a łając ziemian co nań nasłali zdrajcę, aby jego tajemnice podpatrzył; Wszebór nocą się z Sobkiem na upatrzonym brodzie wpław przeprawiwszy za Wisłę, razem z nim manowcami darł w głąb puszczy, jak zwierz, który chce psy zbić z tropu, przerzucając się w prawo i w lewo; koniom nie dając odpoczynku, dopóki się od pogoni bezpieczniejszym nie poczuł. Stary bartnik wielką mu był pomocą, bo leśnego mieszkańca instynkt miał który go nigdy nie mylił. Kora drzew, wiatru kierunek, gwiazdy przeświecające na niebie, wszystko mu do wytknięcia sobie drogi posługiwało.