Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Masław tom 1 194.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

dział, starsi pamiętali, gdy go targali za uszy, młodsi, że go z przedsieni wypychali i nieraz potłukli... Nikt na ówczas w chłopaku co się każdemu podlizać umiał i nazajutrz po guzie, rękę co go nabiła całował, nie domyślał się zuchwalca, który kraj miał zawichrzyć i pana wygonić! Rosło to złe ziele jak pokrzywa pod płotem, która gdy się z ziemi wytyka ani jéj widać, nie wiadomo kiedy do góry się bierze, aż i płot sam zakrywa.
Wzdychali starsi, że naówczas przeczucia nie mieli, aby go kto był w kącie przydusił i precz cisnął zawczasu. Słowaby mu wówczas nie rzekł nikt, bo Masław za sobą nikogo nie miał. Potem dopiero, gdy Mieszko zesłabł, zmysły się mu pomięszały i szaleć począł, a rozumu zabrakło, chytry dworak wziął górę nad panem... I stało się co się stać miało, jeden syn pastuszy, dwu wielkich królów dzieło obalił, dając je czerni tratować nogami.
Do téj izby czasu wolnego schodził i ojciec Gedeon na rozmowę.
Naówczas około świątobliwego starca kręgiem się skupiali wszyscy, bo z sobą pociechę i słowo przynosił, które serca ostygłe zagrzewało... Powiadał im staruszek, jak nie jedno królestwo, nie jeden raz zawichrzoném było i zdało się upadłém a zginioném, aż ci skinął Bóg, natchnął męża lub