Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Masław tom 1 218.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Dokąd?
— Swoich znajdziemy gdzieś, tak jakeśmy teraz ich znaleźli — mówił Doliwa — albo to obozowisko, gdzie waszéj miłości mąż się znajduje, lub inne. Nie wszystko wyginęło rycerstwo...
— Toć i na nie Masław następuje, a nie da mu spoczynku...?
— Ale uchodzić od niego szerokie mamy pole, choćby na Ruś, choć do Niemiec,... wszędzie bezpieczniéj niż tutaj...
Wszebor pochyliwszy się, począł wystraszonéj niewieście w ucho kłaść, iż on z drugiemi, kto wie, może się ważyć będzie, choćby porzuciwszy upartych, ujść z tego zamknięcia. — Jedźcie wasza miłość z nami!
Ulękła się tych wyrazów Spytkowa tak, że się schronić chciała, aby więcéj nie słyszéć, — Wszebor ją zatrzymał gwałtem, zaklinając, aby jeźli sama nie zechce z niemi, przynajmniéj ich nie wydawała Belinom.
Musiała mu tedy na krzyżyku poprzysiądz, iż milczeć będzie, a namyśli się sama co ma czynić. Tak zaś była poruszoną, że już więcéj mówić i słuchać nie mogąc, wnet się do izby zabrała, rozmyślać nad tém co jéj Wszebor powierzył. —
Po twarzy Spytkowéj, gdy wchodziła, poznać mogły niewiasty, które tam siedziały, jak zwykle u ognia i kądzieli, że coś ciężkiego na sercu niosła, tak miała zafrasowane oblicze i zadumane