na starego Belinę. Zobaczył go zdala wydającego spokojnie rozkazy, popatrzał nań, żal mu się zrobiło straszyć go lada paplaniną.
Cofnął się więc, rachując, że mu jego siermięga i stan dozwolą podsłuchać więcéj i lepiéj, nimby miał rzucić trwogę. Żal mu téż było może ludzi, na którychby spadła groza i kara, gdy w istocie głód przez nich mógł mówić tylko i znękanie. —
Stał jeszcze Sobek rozglądając się po podworcach obu, na których wśród mroku świeciły porozpalane łuczywa, gdy z za domostwa krzyk i wrzawa ogromna słyszeć się dały...
Ludzie biegli w tamtą stronę...
— Strzelaj! bij — wołano.
Belina stary rzucił się także, pospieszył Sobek, wrzawa rosła coraz i krzyki.
Nikt nie wiedział co się stało... Dopiéro zbliżywszy się ku wałom, dopytał stary, że o mroku ktoś z załogi spuścił się z ostrokołów i ku gromadzie oblegających uszedł, choć strzał kilka za nim puszczono.
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Masław tom 1 224.jpeg
Ta strona została uwierzytelniona.