Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Masław tom 2 014.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

z użycia wychodzić poczynał. — Każdemu wolno było ubrać się i uzbroić jak zechce; czynił téż każdy po swéj myśli, kto więcéj ufał mieczowi i miecz przypasywał; komu zręczniéj było z siekierą i młotem, ten ją brał do boku.
Po dworcu rozeszła się błyskawicą wieść o wycieczce, ktoś ją zaniósł na wyżki, gdzie jeszcze dziewczęta z kądziołkami u ognia siedziały, tu się wszczął lament srogi i narzekania.
Belinowa nie bardzo syna puszczać chciała, lecz gdy mąż przykazał, wstrzymywać nie mogła. Zapłakała tylko po cichu nieboga i poszła łzy otrzeć do kąta. — Zdana zobaczywszy matkę we łzach, rozpłakała się téż, bo jéj o brata tylko chodziło, a może choć się nie przyznawała i o Mszczuja.
Mszczuj Doliwa wpadł był w oko ładnemu dziewczęciu. Stało się to tak jakoś niespodzianie, przypadkiem. Zbliżył się do niéj pochlebiając sobie, że przez nią do Kasi trafi. Zdana nań popatrzała, rozśmiała się; zagadała, zawiązała się dobra znajomość i już teraz spoglądali na siebie tak, jakby się z niéj co innego urodzić miało.
Co miał Mszczuj biedny robić? Kasia nań patrzeć nie chciała, a ta się ani wzroku, ani rozmowy, ani śmieszków z nim nie wzdrygała. — Trudno znowu próżnować, zwłaszcza w oblężonym grodzie.
Rozpłakała się i wystraszyła Kasia Spytkówna, tak że o mało z tajemnicą nie wydała się przed