Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Masław tom 2 034.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

madki leżały dwa trupy, w miejscu gdzie stała straż nocna. Nie było na nich ani krwi, ani śladów walki; powrozy mieli pozarzucane na szyje i ściśnięte tak, że im oczy na wierzch powyskakiwały, języki z ust wyszły. Broń leżała przy nich na ziemi.
Wrota do jamy stały wyłamane, nikt nocą najmniejszego nie słyszał hałasu, nie poruszyło się tu nic, z podwórca nie widziano nikogo przechodzącego, a Rzepca i Wiechana w jamie nie było. Brakło w niéj i innych więźniów, którzy z nimi uszli wszyscy, jeden tylko stary dworak Belinów, za gwałt jakiś tam osadzony, żyw i cały pozostał. Ten nic powiedzieć nie umiał, prócz, że gdy się ze snu przebudził, poczuł drzwiami otwartemi wchodzące świeże powietrze.
Rozbiegli się po całym grodzie ludzie szukać więźniów, którzy jak się zdawało, za ostrokoły ujść nie mogli, bo przy nich gęste czuwały straże.
W całém grodzisku zamęt się stał i zamieszanie — wrzawa w pospólstwie, jęk i płacz kobiet słychać było i krzyki tych, których zbrojni bić musieli, aby ich w porządku utrzymać, gdyż lud się rwał i burzył.
Zbudzone niewiasty wybiegły, pookrywawszy się czém mogły na prędce — dowiadując się co się stało? Niektórym zdało się, że już korzystając z ciemności, oblegająca czerń wtargnęła i bój się na samym horodyszczu poczynał.