Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Masław tom 2 044.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.



II.



Spały jeszcze niewiasty na górze, długiem znużone czuwaniem, gdy straszna wrzawa dzikich głosów, zmięszanych ze stukiem i chrzęstem, od których domostwo drżało, zbudziła je przerażone. Pierwszy głos co ucho ich uderzył, był wojenném, bojowém hasłem...
Łoskot podnoszonych do góry i spadających kłód i kamieni, mięszał się z głosy wściekłemi, wśród których to jęk rannego, to łajanie rycerzy słychać było. Na dachy z dranic padały kamienie z proc przez obiegających rzucane, ściany się trzęsły, bieganiem po pomostach dokoła tętniało na Horodyszczu całém.
Jak burzę słychać było przenoszące się gromady ludzi około ostrokołów, zbiegających tam gdzie niebezpieczeństwo groziło.