Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Masław tom 2 073.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Widząc jak im słodko oczy latają, Zdanie się Mszczuj przypomniał niewdzięczny. Cicho spytała brata o niego, on tymczasem wzroku z Kasi nie spuszczał. A było mu dziwnie, jakby ta czerń nie stała już u progu, jakby życie nie wisiało na włosku, jakby na świecie stała się wiosna i pokój. Zapomniał o wszystkiém, bo było mu błogo....
— A! kiedyż się to skończy! — westchnęła Zdana.
— O! skończy się i szczęśliwie! — dodała Kasia. Ja się nie lękam! Ojciec Gedeon mówił, że Bóg cud uczyni!
— Dla mnie choćby najszczęśliwiéj poszło, to mi nigdy szczęśliwie nie będzie — odezwał się Tomko cicho. — Jakby lepsze czasy nadeszły, wy ztąd od nas wyciągniecie w świat, a z wami!!
Kasia się przestraszona cofnęła, chwytając rękę Zdany — Tomko nie śmiał dokończyć.
Popatrzały na siebie dziewczęta. Dobra siostra Kasię przyciągnęła ku sobie, z nią razem zbliżając się do brata.
— Posłuchajno, co Tomko ci mówi — szepnęła natrętnie — ja ręczę za niego, on prawdę powiada! Ja wiem! Resztę skończyła na ucho — Kasia cofała się, oglądała, niby słuchać nie chciała, a słuchała z uśmiechem i rada.
— Ej! Matusia jak podsłucha! jak zobaczy — mówiła żywo — ja się boję...