Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Masław tom 2 080.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

w obawę. Męczeństwo oblężonych przedłużało się, spodziewać się polepszenia losu, oswobodzenia, nie śmiał nikt. Na sercach było ciężko. Nie mówili sobie co myśleli, lecz z oczów czytali straconą nadzieję. Długoż się jeszcze miała przeciągnąć ta niepewność i oczekiwanie??
Wieczór cichy, spokojny, mroźny, zwolna zstępował w dolinę, niebo się na chłód wyiskrzało, gwiazdy wschodziły wesołe, w dali znowu znane zapalały się ogniska i dym z nich słupami podnosił się nad lasy... Gwar jak z ula słychać było od obozowiska, rżenie koni i trąbienie w rogi. Niebo ciemniało, gwiazdy błyszczały coraz jaśniéj, noc nadeszła bezsenna.