Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Masław tom 2 082.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

którym się pomosty całe i okopy horodyszcza rozległy.
W dali postrzeżono występujące z lasów i rozwijające się szeroko, naprzeciw gromadom Masława wojsko jakieś.
Możnaż je tak nazwać było?
Był to raczéj silny oddział zbrojnego rycerstwa, w którym ci, co stali na wałach, łatwo swoich poznali. Liczbą nie mógł się on mierzyć z temi, których Masław za sobą prowadził, ale rycerstwo te inaczéj, świetniéj, niemal z cudzoziemska wyglądało, szło tak jakby za procesją, w powadze wielkiéj i majestacie.
U Masława lepszego żołnierza, napozór pokaźnego, zaledwie paręset było, reszta tłum z pałkami i obuchami, orężem lichym w sukmanach, bez żadnéj zbroi i żelaza, straszny był chyba mnogością swoją.
Oddział, który powoli z lasu się wysuwał, składał się cały z ludzi od stóp do głowy zbrojnych, w znaczniejszéj części konnych. — Lasota i Belina poznali na jedném skrzydle, po uzbrojeniu i dzidach z małemi trójkątnemi chorągiewkami, po czapkach okutych, nad któremi gdzieniegdzie kity powiewały, niemieckie wojsko jakieś.
W pośrodku głównego pułku widać było gromadkę, w któréj się wodza domyślać było można. Kilkunastu jezdnych w błyszczących pancerzach, z tarczami na ramionach, w pasach nasadzanych,