Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Masław tom 2 084.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

sili pałki i grozili, wyzywali i śmieli się — lecz wrzaski te rozbijały się o żelazną ścianę...
Drgnęły naostatek szeregi rycerskie, konie się poruszyły, dzidy pochyliły, powiały kity, zaszeleściała chorągiew, zachrzęszczały zbroje, i cały ten zastęp jako jeden mąż sunął się, zrazu wolno, potém coraz szybszym krokiem, wprost na sam środek gromad, gdzie Masław miotając się dowodził i do boju zagrzewał.
Ciżba w dolinie niby się téż dźwignęła, ale lękliwie i leniwo.
Wtém żelazni, ze wzgórza małego śpuściwszy się ku niéj, spadli całym ciężarem swym i pędem na tłum, który nacisku nie strzymał, i rozpierzchł się, rozbryznął na wsze strony, przy pierwszém starciu.
Nie długo jednak trwał ten popłoch, Masław ze swemi stawił czoło. Zwarli się z obu stron na siebie przypadając, spletli, zmięszali, i ręczna walka mieczów i toporów, dzid i pałek poczęła.
W środku widać było Masława, który sam mężnie do boju wystąpił; z mieczem podniesionym godząc ku temu miejscu, gdzie wodza przeczuwał.
Rycerstwo go zewsząd osłaniało. — Trzy razy rzucał się tu Masław, i zasypany ciosami mieczów cofać musiał, za każdą razą wracając z pozbieranemi towarzyszami... Pierwszy szereg ludzi jego padł cały od mieczów i dzid rycerzy, drugi po