Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Masław tom 2 092.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Tuż za nim stojące młode chłopię, trzymało piękną tarczę, w któréj środku śpiczasty kolec i otaczające go wieńce złotem połyskiwały. Na brzegach téż jéj gwoździe złote na tle szkarłatném jak gwiazdki siedziały.
Z wielkim mieczem obosiecznym, oznaką pańskiéj władzy, stało drugie pacholę.
Na głowie hełm miał pozłocisty bez pióra, z żelezcem, które część twarzy i nos okrywało, lecz teraz właśnie zdjął go Kaźmirz i czarne pukle włosów świeciły połyskując od słonecznych promieni.
Na szyi dostrzedz było można u góry na łańcuszku złotym, krzyżyk z relikwiarzem, który odjeżdżającemu, wuj w Kolonii dał z błogosławieństwem na drogę.
Oczy Kaźmirza padły były właśnie na szerokie, trupami zasłane pobojowisko. Widok to był dla rycerzy, co się na placu ostali zwycięzko, radosny może, ale dla ludzkiego serca smutny.
Po całéj dolinie aż do lasu samego, widać było eżące kupami i pojedyńczo zastygłe już pobitych ciała, pokrwawione, poszarpane, ze sterczącemi strzały i oszczepami w piersiach rozbitych. — Gdzieniegdzie wśród nich dogorywający jeszcze usiłowali się porwać i bezsilnie opadali na ziemię. — Wśród ciał tych leżały konie pobite, stały pokaleczone, pasły się zbiegłe grzebiąc z obojętnością zwierzęcą przymarzłe i przyschłe trawy na łące.