Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Masław tom 2 096.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

zapłakany do nóg mu padł i objąwszy je, wołać zaczął.
— Ojcze! na miłosierdzie pańskie — winienem! zgrzeszyłem! — Nie karzcie mnie, oto się kajam i spowiadam przed wami, miłosierdzia prosząc. — Zlitujcie się nademną!
Kapłan cofnął się zdziwiony.
— Czego żądacie odemnie? nie rozumiem was? — odparł łagodnie.
— Jak to? ojcze! wyście mi przepowiedzieli, iż cudu dożyję, a sam tylko go nie doznam na sobie, dla tego, iż weń wierzyć nie chciałem.
O. Gedeon stanął zdumiony, nie pamiętał już wyrazów wyrzeczonych w zapale i uniesieniu.
— Jam to mówił? ja? — zapytał, oglądając się po przytomnych.
— Tak jest, ojcze! wyście to rzekli! — odezwał się głowę schylając Belina — Rzekliście!
— Nie wiem! nie pomnę! chyba duch jakiś mówił przezemnie! — odparł Ojciec Gedeon oczy spuszczając. — Nie pomnę! Niech Bóg ci grzech twój przebaczy! Idźcie w pokoju! Jam człowiek. Bóg tylko mocen jest zmienić los nasz. Modlić się mogę i modlić będę.
Poturga chwycił za nogi kapłana, jeszcze nie rad odpowiedzi. Nie puszczał odchodzących, rozbijał się, ręce łamał, płakał, napróżno się go uspokoić starano.
Działo się to właśnie u wrót otwartych, po