Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Masław tom 2 097.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

nad któremi na stolowaniu leżał stos kamieni do obrony przygotowany. — Belina dawał znak, aby iść dalej, spiesząc na powitanie, gdy wrzask się dał słyszeć z góry, pękła deska i głaz ogromny z hukiem stoczył się z powały — pierzchnęli wszyscy, rozstępując się. Poturga, który klęczał, nie miał czasu się zerwać, głaz spadł nań, trafił na głowę i zabił go na miejscu.
Stanęli wszyscy przerażeni, pokląkł przy nim Ojciec Gedeon, chwytając głowę, która już trupią okrywała się bladością.
Zaczęli modlić się po cichu. Był li to przypadek czy palec Boży? Sam kapłan, który wyrzeczonéj w natchnieniu groźby zapomniał, nie umiał tego wytłumaczyć. Zapłakał nad zabitym.
Odniesiono zaraz zwłoki nieszczęśliwego, aby widok ich radosnéj nie zatruwał chwili.
Belina w odświętnych szatach, wraz z synem, ze starym Lasotą i pozostałemi na horodyszczu władykami, szedł na powitanie pana. — Wszyscy oczy mieli zwilżone, uśmiechające się usta, niewysłowioną radością biły serca wyzwolonych.
Kaźmirz już z konia zsiadłszy, obozować się zabierał na pobojowisku, nie chcąc na oblężeniem długiém wycieńczone horodyszcze, z dworem swym ciągnąć. Wiedział juz co tam wycierpiano, chciał by wypoczęli oswobodzeni.
Gdy Belina ze swemi przyszedł zapraszając do grodka, Kaźmirz już był przybycie swoje na dni