Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Masław tom 2 098.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

następne odłożył. — Chciał téż być razem z towarzyszami swemi i dzielić z niemi niewygody i trudy. Niemcy i polacy już się na pagórku tym samym, który Masław wprzódy zajmował, z namiotami i końmi rozkładali.
Czasu téż na gnuśny spoczynek nie było. — W jednéj bitwie pokonany Masław, nie mógł się poddać losowi swemu. Siły miał jeszcze znaczne, sprzymierzeńców, którym ludu nie brakło, wiedział, że Kaźmirz był słabym, i nie miał się na kim opierać. Był to początek walki, lecz do końca jéj, odzyskania królestwa, przywrócenia ładu, ukrócenia buntu, obalenia bałwochwalstwa zwycięzkiego, wiedzieli wszyscy, jak było daleko.
Sam charakter Masława, znany tym, co z nim na dworze razem żyli lat wiele, zapowiadał bój długi i krwawy.
Powrót Kaźmirza dla sprawy przywłaszczyciela stokroć był niebezpieczniejszym, niż zgromadzone przeciw niemu siły. Osobą swą i imieniem król stał za zastęp cały. Około niego teraz skupiać się musieli, nawet ci, co w obłędzie dawniéj, występowali przeciw niemu, ci co z Masławem razem do wygnania go się przyczynili. — Widok sam tego odważnego młodziana, wnuka Bolesławowego, który z niewielką garścią ludzi, wchodził do spustoszonego i zwichrzonego kraju, obudzał radość, zapał, męztwo.
Po drodze, z pustych dotąd okolic, jakby cu-