Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Masław tom 2 103.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

umiał po swojemu przeszkodzić i niedopuścić. — Często niewidzialny, zawsze był tam gdzieś w pobliżu, gdzie Kaźmirz się znajdował; ubogiego jeszcze pana on był zarazem skarbnikiem, płatnikiem, szafarzem, często posłem, a odźwiernym i podkomorzym od rana do nocy. Nie pysznił się tém wcale, władykom z poszanowaniem ustępując z drogi i z miejsca.
Ci co dawniéj znali Grzegorza, teraz widząc go znowu, kłaniali mu się nizko, co w nim tajony czasem śmiech obudzało. Człowiek to był co kochać umiał i nic więcéj, o to mu szło, aby mógł bez przeszkody czuwać nad swém kochaniem.
Gdy król się w swoim zamknął namiocie, ci co przybyli z horodyszcza, poczęli się swobodniéj rozglądać po twarzach królewskiego orszaku. — Ściskali się i witali jedni, drudzy na widok dawnych przeciwników odwracali z czołem zamarszczoném. — Okrzyki słyszeć się dawały, imiona i pozdrowienia.
Wszebor znalazł Samka Dryję, Toporczyk ojca swego, inni braci i krewnych a powinowatych.
Radości nie było końca, ale i smutek niejeden przeczuty się sprawdził. Dowiadywano się o zabitych, o popędzonych w niewolę.
Z Kaźmirzem razem przybywał stary Trepka i wszyscy ci, których Wszebor znalazł na obozowisku w lesie. — Inne téż błąkające się oddziały