Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Masław tom 2 115.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Jeśli papież rzymski a wy, miłościwy panie nie ujmiecie się za nami, zginie kraj nasz, zaleje go pogaństwo, a Rzym i cesarstwo równą poniosą szkodę.
Mówiłem gorąco i ze łzami, Cesarz dał ucha. Stał się początek sprawy od téj godziny. Nazajutrz usłyszałem z ust Henryka, iż ujmie się u Papieża za kościołami naszemi, a Kaźmirzowi, jeśliby się do Polski dał nakłonić, sześćset ludzi zbrojnych w pomoc dać przyrzeka.
Z pociechą w sercu jechaliśmy ztąd, szukając już tylko pana przyszłego.
Na dworze królowéj Ryksy tajemnicę z tego nawet czyniono, gdzie Kaźmirz był ukryty. Wiedzieliśmy tylko, iż między duchownemi na naukach przebywa, gdyż matka radaby go oblec suknią duchowną. Mówili jedni o Kluniaku, drudzy o Korbei, inni o różnych klasztorach, gdzieby go szukać należało. Jechaliśmy tedy od jednego do drugiego, pukając do drzwi, jako biedni wędrowcy, o gościnę prosząc. Z obawy, aby przed nami nie skryto tego, któregośmy szukali, nie głosiliśmy nawet, po co i dokąd jedziemy, nie śmieliśmy się przyznawać, iż od Gniezna jesteśmy...
W klasztorach gdyśmy o synu Ryksy napomykali — milczano, nie chcąc czy nie mogąc nic o nim powiedzieć.
Smutna była ta włóczęga nasza, ludzi bie-