Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Masław tom 2 119.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie mogę iść z wami. — Cesarski rozkaz, matki méj wolę, własną Bogu uczynioną ofiarę, spełniam.
Pokładliśmysię u nóg jego, aż nareszcie mięknąć począł i wahać się w swém postanowieniu.
Szliśmy potém z nim, rozpytujacym się o Polskę, o kościoły i grody, o nieszczęścia nasze — do własnego mieszkania jego, które tuż przy klasztorze miał wyznaczone.
Żył tu prawie jako duchowny, niemal jakoby mnich, z małym dworem, wcale książęcéj godności nieodpowiednim, na jednym z mnichami stole, w równości z niemi, na wspólnych modlitwach. — Nie zdawał się ani pożądać więcéj, ani tęsknić za panowaniem.
— Miłościwy panie! — mówiliśmy mu — nie przynosimy ci złotéj korony, ale cierniową, dla tego przyjąć ją winieneś w imię Chrystusa, który ją nosił. Ulituj się nad biednemi! Czech spustoszył ziemię, pogaństwo na wskróś ją ogarnęło znowu, Masław z prusakami wojuje i zabiera rycerstwo twoje. Dacież dziełu krwi waszej ginąć marnie?
— Chociażbym wam dał krew moją — odparł Kaźmirz — wyleję ją na próżno. Dwoje rąk nie starczą na nieprzyjaciela, co ich ma tysiące.
Naówczas dopiéro wyznałem mu, iż wprzódy nimeśmy tu przyszli, chodziliśmy do cesarza o jego pomoc się upewniając. Poruszył się tedy, poczy-