Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Masław tom 2 121.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

miecz w drugiéj ręce, a we zbroi mszę świętą sprawia, i jako król siedzi na tronie biskupim. — Ten wysłuchawszy nas, gdyśmy o wiary chrześciańskiéj wyniszczeniu i upadku rozwiedli się, króla nam wydać rozkazał. — Sam téż Kaźmirz, raz postanowiwszy iść z nami, trwał w swém postanowieniu, i dnia trzeciego jechaliśmy z nim do Regensburga, do cesarza Henryka naprzód, przypominając mu jego cesarską obietnicę.
Strzymał téż przyrzeczenie swoje, nas i Kaźmirza przyjmując wielce łaskawie. Korony obie ze skarbca wydać nam rozkazał, a poczet ludzi sześciuset dobrze zbrojnych, natychmiast wysłać z nami polecił.
— Cóż to się niemcowi stało, że tak dla nas miłosiernym się poczuł? — bąknął Lasota.
— Nie dla naszéj on to miłości uczynił pewnie — rzekł Topor — ale ze słusznéj obawy, aby Brzetysław nie wzmógł się w zbytnią siłę, granicę Czech rozszerzywszy.
Z Regensburga król do matki chciał jechać, aby ją pożegnać i wziąć od niéj błogosławieństwo. Na próżnośmy się starali odwieść go od tego, jako syn, nie chciał przeciw woli macierzy i bez jéj wiedzy iść. Uledz musieliśmy.
Przyszło nam królowéj Ryksy szukać aż w Koblencyi, gdzie budową kościoła wspaniałego, cała zaprzątniona była. Z Leodjum wieść już jéj podano, iż syn bez pozwolenia na dwór cesarski