Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Masław tom 2 134.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Aby téż nie czeszka była — dodawał Lasota, którego czesi porąbali — bracia ci siedli nam kością w gardle. Korzystając z nieszczęścia naszego złupili nas po zbójecku, bez miłosierdzia. Gniezna, Poznania i Gdecza im nie zapomniemy.
— To niechby krasną polską dziewkę wziął — rzekł inny — po co mu królewny? którą przy sobie posadzi, choćby chłopką była, królową się stanie.
— To nie dosyć — sprzeciwiał się Topor — nam i posagu trzeba i przymierza z nią dostać. Zbyliśmy się wszelkiego mienia, a co za Bolesława srebra było jak lodu, dziś i żelaza zabrakło.
— To już nigdzie dlań po żonę tylko na Ruś — rzekł Trepka — tam ci są dostatki wielkie, a jak do kijowskich książąt rękę wyciągniemy, nie odepchną jéj. Ztamtąd mu dziewkę wziąć!
— A czemuby nie! — wtórzyli drudzy. — Jeśli prawda że nam na Masława pomoc dadzą, łatwo ztąd przyjdziemy i do żony! Po Włodzimierzu, wielkim panu córki zostały i skarby zostały i pamięć bohaterska. Niemców mieliśmy dosyć, czechów mamy aż nadto. Z Rusi Bolesław skarby przywoził i dziewek tam krasnych siła. Jedną nam mogą dać!
Tak urosła pierwsza myśl swatów gdy Kaźmirz jeszcze o żonie, ani o stadle nie myślał, a losy się ważyły niepewnie między nim a Masławem. Mówiono o tém wszędy na dole i na