Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Masław tom 2 135.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

wyżkach, a gdy się Marta Spytkowa dowiedziała, nosiła się i cieszyła rusinką, bo na jéj dworze pierwszą się być spodziewała. Spytek zaś zasłyszawszy głową trząsł. — „Mnie no spytajcie co rusinka — mówił — krasie nikt nie przygani, a no, na łańcuchu ją trzymać, a usta na kłódkę zamykać trzeba.“
Uśmiechano się z tego, i zgryźliwy stary rusinkom nie popsuł sławy; tylko Marta, gdy jéj to powtórzono srodze się łzami zalewała.
Dla króla te rady tajemnicą zostawały, wojennemi się tylko sprawy zajmował. Czekano na Sobka, aby potwierdził co przyniósł Nosala, albo pocieszniejszą wieścią dał otuchę. W kilka dni zjawił się bartnik stary. Było to pod wieczór, gdy król z grafem Hebertem co dowodził cesarskiemi, Toporem i Trepką naradzał się właśnie, kiedy i jak na Masława iść mieli. U progu stał Grzegórz, który Belinę i Sobka oznajmił, bo chciano aby z własnych ust jego, król usłyszał co przynosił.
Król mieścił się w wielkiéj owéj izbie na dole, nieco dogodniéj przybranéj dla niego. Zniesiono tu co kto miał najlepszego, ale przepychu nie było. Tok tylko skórami zasłano, suknem pozawieszano ściany, błyszczało na niém trochę broni, a na stole naczynia srebrnego niewiele.
Lecz leżało na nim to co naówczas mało gdzie i po królewskich spotkało się dworcach; naprzeciw