Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Masław tom 2 136.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

krzesła pańskiego spoczywały dwie w drzewo i pozłocisty mosiądz oprawne księgi. Na jednéj z nich, otwartéj, złoty krzyż karty pargaminowe przytrzymywał.
Kaźmirz siedział stojącemi panami otoczony dokoła, w większéj części starcami, których siwe brody i włosy od czarnych jego puklów młodzieńczych dziwnie odbijały. Toporczyk stał za krzesłem króla, Grzegórz z rękami na piersiach złożonemi drzwi i ognia razem pilnował. Na stróża progu był jakby stworzonym, bo mało kto z nim do walki ośmieliłby się wystąpić. Na grubych rękach i nogach, na szyi żylastéj wiek i praca sznurami powiązały muskuły, w spokojnéj namarszczonéj twarzy widać było niezachwianą wiarę w swą siłę.
Gdy Sobek w łachmanach żebraczych ukazał się z Beliną w progu, rozstąpili się im wszyscy w milczeniu. Bartnik padł do nóg królowi, aby uczcić majestat pański.
Nie czekając co powie Topor spytał po cichu Belinę: — „Cóż przynosi?“ — Stary gospodarz nie dobrze potrzęsnął głową. Uciszyli się wszyscy, a Sobek na swój sposób, powoli, słowy urywanemi, głaszcząc się po głowie, opowiadanie zaczął.
I on potwierdzał to że Masław miał siły ogromne, i że szalony a zapamiętały, zewsząd je gromadził jeszcze, aby pomścić pierwszą klęskę. Bartnik widział wojska które się pod Płockiem