Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Masław tom 2 146.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Miłościwy panie! walczyłem za ciebie i walczyć będę do śmierci, bądź ty mi dobroczyńcą, o łaskę twą proszę!
Król mu dał znak ażeby podniósł się z ziemi.
— Czego chcesz odemnie? — spytał łagodnie — mów.
Wszebor powstawszy, ręce łamał, ze zbytniego wzruszenia mówić nie mogąc.
— Wstyd mi w téj chwili — rzekł wreście — o taką prosić łaskę, ciebie miłościwy panie, który o czém inném myśléć musisz; przebacz młodości mojéj! — Schylił się znowu.
— Mów, czego chcesz? — powtórzył Kaźmirz.
— A! — dodał Doliwa półgłosem — swatem mi musisz być, miłościwy panie.
Kaźmirz się cofnął zarumieniony. Widać było że wcale czego innego się spodziewał.
— Nam nie o weselu myśléć! — rzekł smutnie — i nie rychło będzie gdzie je wyprawiać.
— Ja téż teraz wesela nie żądam, tylko słowa ojca i matki — mówił Wszebor, całując natarczywie rękę króla. — Spytkową córkę chcę mieć! Miłościwy panie, rozmiłowałem się na śmierć w téj dziewczynie.
Król słuchał z oczyma spuszczonemi i niemal kobiecym wstydem.
— Dwu nas jest braci — mówił gorąco Wszebor — rodziców nie mamy, tyś naszym opiekunem i ojcem. Spytek stary czuje że przeciw waszéj