Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Masław tom 2 154.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.



V.



Przyszła w tym roku wiosna, gdy się jéj chyba jedne spodziewały skowronki, a ludzie w zimę jeszcze wierzyli, przyszła niespodziana, jednéj nocy ciemnéj, lecąc z południa na ciepłych wiatru skrzydłach. Wczoraj jeszcze leżały śniegi białe i lśniły się od mrozu pod zeszkloną skorupą, na rzekach trzaskały lody, obłoki ciężkie jak wory napchane śnieżnicą, ciągnęły sinemi szlaki od północy. Kury zapiały niespokojne, wiatr przypadł gdzieś do ziemi i usnął, była cisza. Wtem zdala zahuczało, zaszumiało coś, nadbiegał wicher z południa, wilgotny, zmęczony, gwałtowny, do rana już tajały śniegi czerniejąc, płynęła woda po lodów skorupie, ziemia odsłaniała się jak oblubienica ze śnieżnych rąbków, skowronek poleciał do góry, zjawił się bocian wychudły podróżą, a nawet niespokojna jaskółka.