Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Matka królów tom II 036.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Sądu na oszczercę potrzeba jawnego. Królowa o swą cześć publicznie się upomnieć powinna, potwarcy to nie może ujść bezkarnie.
— Po cóż sądem tym wznawiać co zapomniane? — rzekł ochmistrz.
— Nie zapomniana to ani skończona sprawa, Bóg mi świadek — mówił Hincza gorąco. — Siedzę w Krakowie kilka dni, a com się przekąsów i gadek niepoczciwych nasłuchał, tego na wołowej skórze nie spiszę.
Mówcie wy, miłościwy panie, królowej, niech każe tego łotra pozwać. Świadków i dowody znajdziemy, niech głową nałoży, niech popróbuje tego, co mnie niewinnego spotkało... Do Chęcin go, a na dno!
Ochmistrz dumał długo, widać było, że nie zgadzał się na to co Hincza wnosił, obawiając się niepotrzebnego rozgłosu...
— Obawiać się rozgłosu nie potrzeba większego jak jest i był — dowodził Hincza — owszem na jaw, na jasny dzień wyprowadzić wszystko... a mało tego, że potwarca odszczeka, niech krwią zmaże plamę...
Pomimo gorących nalegań, Malski spokojniejszego ducha mąż, wytrawny, nie przystał na to, czego się Hincza domagał.
Ten go o mało po rękach nie całował.
— Ja do królowej dostąpić nie śmiem — rzekł — choćbym nogi jej ucałować pragnął, więc o nic