Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Matka królów tom II 118.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

pamiętały, a no, znacie go, sierdzi się niedługo, wytrwać nie umie, opadną te gniewy!
— Dałby Bóg — westchnął król.
Wtem podkanclerzy Drzewicki przystąpił i zwrócił się do księcia.
— Wasza miłość powinnibyście przemówić do kniazia Świdrygiełły — odezwał się. — Niewidziana to rzecz, aby kto pana swego więził tak i nękał. Jeżeli to zemsta, niewczesna i niechrześciańska, przecież mu król za to co cierpiał wynagrodził dając Litwę!
Jagiełło i inni, obstąpiwszy Holszańskiego, poczęli z żalami i skargami obracać się ku niemu. Kniaź słuchał i milczał. Z postawy jego tylko i słów niewielu domyślać się było można, że na przyszłość lepiej tuszył i zmiany się spodziewał.
— Ja tu jeszcze zostanę czas jaki — szepnął w końcu — no i za pośrednika służyć jestem gotów. Nie pojadę ztąd aż doczekam, że się to na lepsze obróci.
Uradowany król, powstawszy ściskać zaczął księcia Siemiona, który nie chcąc się podać w podejrzenie, wprędce go pożegnał i nazad z zamku do dworca Gastoldowego powrócił. Chciał przy Świdrygielle stojąc ciągle, nowym gwałtom zapobiedz.
Przybycie to kniazia Siemiona, listów papiezkich, o których już wiedział, a nawet Hinczy