Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Matka królów tom II 140.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Zapowiadała się już otwarta wojna z tym bratem niewdzięcznym. Łamał ręce Jagiełło, nie wiedząc co począć, a czując iż sam winien był, powolnością swą Świdrygiełłę uzuchwaliwszy w początku.
Oleśnicki i inni codzień mu to wyrzucali.
Na jedną z tych chwil goryczy i utyskiwań weszła królowa. Dała naprzód mężowi żale rozwodzić i narzekać długo, potem, gdy bezradny żalił się na dolę swą, mówić poczęła.
— Radzić trzeba na to, dopóki czas, bo dalej trudno będzie. Słuchajcie mnie tylko. Jako niewieście, samej mi do tych spraw mięszać się nie przystało, uczyńcie wy co doradzę, nie mówiąc, że to macie odemnie...
— Radź! — zawołał król — zwracając się do niej, aby skutecznie.
— Świdrygiełło bratem ci jest — rzekła królowa — ale takim jakim Kaim Ablowi był. Gdyby się nie obawiał pomsty, kto wie czy z Wilna byłby cię z życiem puścił. Nie chce on Litwy z rąk twoich dzierżeć i być tobie podległym, chociaż tyle ile Witold był, a i ten się z lenności wyłamywał...
Zrzucić go musisz, a innego na jego miejsce postawić.
— Alem ja mu pierścień dał i uczyniłem go wielkim księciem?