Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Matka królów tom II 196.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

pienie wozów przed gospodą. Strasz, który się nie rozdziewał i ciągle był w gorączce jakiejś, wybiegł do wrót.
Dniało już, a gościńcem podle gospody wiodącym na zamek ciągnęły wozy ładowne i ludzie zbrojni, trochę podpili, zagrzani, śmiejący się jakby im wyprawa się bardzo powiodła pomyślnie.
Za szeregiem całym wozów, na których widać było skrzynie, wory i sprzęt różny, jechał w orszaku kilkunastu towarzyszów Dersław z Rytwian, którego Strasz poznał zdaleka.
Łatwo go było pośród wielu rozeznać, bo postawą i twarzą nie miał sobie równego naówczas, choć młodzież wychowywana inaczej, cała była rzeźką i kwitnącą. Celował wśród niej sławny ze swej męzkiej urody Jastrzębczyk, chłop tęgi, silny, jasnowłosy, niebieskooki, tak pięknych rysów twarzy, iż mu się dziwowali wszyscy, a napatrzeć nie mogli. Miał w sobie coś szlachetnego, pociągającego, ale też i szalenie butnego a śmiałego. W stroju rycerskim porównywano go do obrazów św. Jerzego bojownika. Wiedział on pewnie o tem, próżnym był tą pięknością swą i stroił się z prawdziwie pańskim przepychem, a secinami grzywien zbroje francuzkie i hiszpańskie, suknie szyte, ozdoby dla siebie i koni swych przepłacał.
Wszystek też jego dwór zawsze musiał być