Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Matka królów tom II 280.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

książąt Mazowieckich, widząc w nich przyszłych swych sprzymierzeńców.
Ponieważ ani jedna, ani druga strona ustępować nie chciała, spodziewano się w rynku, w obec tysiąców ludu... jeśli nie zawichrzenia i kłótni-to przynajmniej jakiegoś wybuchu książąt Mazowieckich.
Tak, ci co już stracili byli nadzieję wywoła, nia rozbratu i domowej wojny, znowu się poruszyli nastręczającą zręcznością do wystąpienia przeciw biskupowi.
Gdy się to działo w mieście, na zamku królowa, która wszystkiem potajemnie kierowała i wiedziała o każdem poruszeniu umysłów, odgróżce i zamiarach przeciwników, od rana zawiadomioną była o sporze, który zagrażał tam właśnie, gdzie pospolity lud, niewiele rozumiejący, mógł być świadkiem przygody uwłaczającej powadze młodego króla...
Przelękła się, gdy jej o tem oznajmiono, ale ani do biskupa słać z nadaremną prośbą, ani do książąt nie śmiała i czasu nie było.
Pod jej okiem właśnie, szatny i służba odziewali królewicza, a Sonka ze łzami radości i dumy macierzyńskiej patrzała na śliczne swe pacholę, w królewskim stroju uśmiechające się do niej. Mały Kaźmirz ciekawie obiegał do koła brata, przyglądając mu się i radując też po dziecinnemu.