Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Matka królów tom I 019.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

W tem Femka coś w dali palcem ukazała. Z za murów mignęła naprzód biała z pasami czerwonemi sukienka, potem szare płachty kobiety, która zdala wcale do żebraczki podobną, nie była.
Słusznego wzrostu, wyprostowana poważnie, cała białawą zasłoną pokryta, która od głowy do stóp po niej spływała, szła śmiało niewiasta niemłoda już, której twarz ponura, pomarszczona postrach i poszanowanie wrażała.
Rysy jej niegdyś piękne, wiek uczynił groźnemi, tak się głęboki żal i boleść na nich wyryły. Siwe, długie włosy rozpuszczone spadały jej na ramiona, a z pod płótna, które ją okrywało całą, widać było na czole zwiędły wianek z ruty i liści dębowych...
Był to znak dziewictwa i kapłaństwa starej Mechy.
Chociaż ją wiedziono przed oblicze księżniczki, wcale się tem nie trwożyła, szła krokiem pewnym, rzucając oczyma ciemnemi z pod powiek jakby płaczem zakrwawionych.
Zobaczywszy ją, księżniczka dała znak służkom i z niecierpliwością płochego dziecięcia, niedoczekawszy się nim rozkołysana zatrzyma się huśtawka, zuchwale skoczyła na ziemię... Femka blizko stojąca pochwyciła ją w objęcia.
Stara Mecha stała przed nią, ciekawie się przypatrując, a usta zaciskając coraz mocniej.