Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Matka królów tom I 044.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

nie lubili, bo i prosta szlachcianka była i trzech pono miała mężów, nim się królowi dostała... gdy do ślubu jechali, wozy się łamały i w króla piorun bił, że omal z życiem uszedł...
Dosyćby mu trzech było — zakończyła piastunka.
Położyła jej Sonka palce na ustach.
Długo tak siedziały obie zadumane... Femka z płaczem poczęła ściskać ją za kolana...
— A! tobie innego trzeba było, sokoła białego, bohatera z złotej zbroi, ze słonecznem liczkiem, jak ty pięknego i młodego!!
Sonka wpatrzyła się w okno.
— Z dolą nie wojować, ściany nie przebić głową — rzekła — Witold co powie to musi się spełnić. Uczyni mnie królową...
Pochyliła się do piastunki, szepnęła jej w ucho.
— Ale powiedział mi, że ja słuchać go muszę i służyć mu powinnam! Królowa? (pokręciła główką). Nie! mnie ludzie będą słuchali... nie nie ja drugich, nawet wuja Witolda...
Nie!! nie! Na to za starego idę, abym rozkazywała, jemu i wszystkim...
Z przestrachem słowa te usłyszała Femka i przeżegnała się jak zawsze, gdy coś złego odegnać chciała.
— Wojuj ty z kim chcesz — rzekła — tylko nie z nim! On i z Jagiełłą co chce poczyna