Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Matka królów tom I 173.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

jej ruszyć, wyjść, pokazać ludziom i ludzi zobaczyć nie było wolno.
Jeden Strasz z mężczyzn pozostał wiernym królewnie i swojej Salce.
Ten także wypatrywał co się na zamku działo, i szydersko opisywał szczególniej to, co mu się wydawało nieudałem i śmiesznem.
W mrokach tych izdebek, była odwrotna strona medalu, którego wspaniałość staremu Jagielle łzy wyciskała z oczów. Miał czem być dumny, bo i wielkość a zamożność swą światu mógł okazać i pochlubić się królową, która pięknością swoją królowała nad wszystkiemi.
Cudzoziemscy panowie głosili wszyscy, patrząc na nią, iż gdyby nie była królową i takby zgasiła najpiękniejsze niewiasty...
Najlepiej o tem wiedziała i czuła to królowa Barbara, która powzięła nienawiść z pierwszego wejrzenia na ten cud, bo przy nim niemal się straszną wydawała.
Lecz miała środek choć chwilowego zaćmienia Sonki, zuchwałem swem obejściem się, wyzywaniem mężczyzn, śmiechem cynicznym, który czarne zęby odsłaniał i dwuznacznemi słowy, które rzucała, wcale na męża i świadków nie zważając...
Obejście się to dziwne, onieśmieliło tak Sonkę, dla której i język, jakim mówiła Barbara, był obcy, że musiała pozostać ciągle prawie milczącą.