Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Matka królów tom I 242.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Przez cały dzień szeptali do siebie z Witoldem, a król dręczył się niewypowiedzianie.
Jedną trudnością więcej dodawała ta okoliczność, iż królowa, wedle dawniejszej umowy z Jagiełłą mając się spotkać na Rusi, musiała już gdzieś być w drodze ze swym dworem... Król do Krakowa, który mu obrzydł, jechać nie chciał... Lato i jesień miał spędzić w lasach około Przemyśla, a na zimę, jak zwyczajnie, udać się do Litwy. Po całej nocy bezsennych rozmyślań, Jagiełło wstał mniej niż wczoraj pewien jak ma sobie postąpić. Witold zacięty widział już w tem wahaniu się zaród zmiękczenia, na które nie chciał pozwolić.
Gdy wyszli razem na rozmowę między drzewa, Jagiełło niemal płaczliwie domagał się odłożenia całej sprawy, Witold wpadł nań gwałtownie z wyrzutami, iż on sam siebie szanować nie umie...
Przeciwko takim wybuchom Jagiełło siły do oporu nie miał.
— Ja wszystko biorę na siebie — krzyknął w. książę — tyś bezwładny i pozbawiony woli, przyrzeczesz, nie zrobisz nic...
Królowa musi być w drodze ku Przemyślowi, moich ludzi wyślę z twoim rozkazem, aby Szczukowskie przywieźli, a komorników podług imion i nazwisk uwięzić kazali.