mienny niczego, lecz też dobrze zużyty, spłukany i od pyłu zniszczony.
Za sobą miał troki niewielkie, a za całe uzbrojenie szablę, sahajdak na plecach w pokrowcu i strzelbę ptasznicę. Domyślać się tylko godziło, że pod połami lub okryciem siodła gdzieś się może i pistolety znajdowały.
Twarz była ogorzała, długa, z wąsem szpakowatym, zawiesistym, obciągnięta skórą ruchomą i pofałdowaną.
Na pierwsze wejrzenie nic na niej oprócz obycia się z życiem nie można było wyczytać. Mówiła ona, że bywał na wozie i pod wozem i że się teraz nie lękał niczego, ani też dobijał wielkich rzeczy.
Między nim a koniem była już taka zgoda myśli, że go wcale prowadzić nie potrzebował i mógł mu cugle na karku położyć. Koń też brudno kasztanowaty zdawał się drogą, okolicą i tem, co go otaczało, więcej niż pan zajęty, oglądał się ciekawie. Jeździec zadumany, przygarbiony nieco z obojętnością znużonego wielce, myślami gdzieś wędrował. Nie widział też znaków, dawanych mu przez Borucha, a brudno kasztanowaty skierował się ku Purchawce, zwolnił kroku i zrównawszy się z drzwiami jej, stanął.
Posłuszny mu pan zsiadł z niego powoli, poklepał po szyi i zajrzał naprzód do szopy. Tu nie było nikogo, mógł więc sobie dla kasztana
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Na królewskim dworze Tom I.djvu/018
Ta strona została uwierzytelniona.