Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Na królewskim dworze Tom I.djvu/020

Ta strona została uwierzytelniona.

wanych wyrazach poczęła się i ciągle długiemi przestankami dzieliła.
Skroba pilno się przypatrywał podróżnemu, który ze swej strony najmniejszej nie okazywał ciekawości.
Boruch tymczasem zawiedziony w nadziejach, stał pocichu przeklinając wszystkich „gwiazdochwalców“, gdy na tym samym gościńcu, jakby na pociechę jego, zjawił się jeździec drugi, ale zamajaczył mu tak daleko, iż nawet wcześniej dawane znaki na nicby się nie zdały, a zbliżał się tak powoli, jakby na żółwiu jechał.
I ten był sam jeden tylko, a nie wyglądał lepiej od pierwszego. Sterczał mu tak samo sahajdak, samopał i z tyłu nawiązane sakwy. Koń stąpał ciężko z głową spuszczoną.
Miał też na sobie szarą opończę i tem się tylko różnił od poprzednika, iż w ręku trzymał nahajkę, którą bezmyślnie wywijał, oglądając się dokoła.
Zdawał się wyższego wzrostu i silniejszy, a w stosunku do konia był nawet za ciężki dla szkapy, która, choć silnie zbudowana, choć gruba, niewielkiej była miary. Kształty jej też nie odznaczały się pięknością, a łeb duży i szyja nieforemna, dosyć śmiesznie wyglądały. Rząd na koniu był grubej roboty jakiejś, a zużyty.
Twarz samą wąsy, broda i włos na poli-