Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Na królewskim dworze Tom I.djvu/025

Ta strona została uwierzytelniona.

— O ho! o ho! to jej chyba nie poznacie.
Tu, namyśliwszy się nieco, gość pierwszy uznał stosownem po imieniu i nazwisku się dać poznać.
— Szczepan Wijurski, podkoniuszy księcia pana.
Brodacz, którego to obowiązywało też do objawienia imienia, zawahał się nieco i mruknął.
— Lasota Płaza.
I rzekłszy to urwał nagle.
— Tytułu — dodał szydersko — nie mam żadnego teraz.
— Płazów ja i w Krakowskiem zdybywałem — rzekł Wijurski.
— Było ich dosyć — wtrącił Lasota — a w stanie duchownym nawet i do prelatur się podnieśli; ale jam braci nie miał, a o rodzinie cale nie wiem, ani się myślę dowiadywać.
Milczeli trochę przypatrując się sobie i Płaza z kolei do konia poszedł, a gdy się za nim drzwi zamknęły, Skroba uczynił uwagę, że zbója miał minę.
Obu podróżnym chciało się ciągnąć dalej na nocleg, choć się już miało ku wieczorowi. Płaza pod okno podchodził i rozglądał się mrucząc. Wijurski zapowiadał księżyc i rachował na noc jasną. Gospodarz był tego zdania, iż lepiej się było ichmościom zawczasu spać położyć, koniom