tylko piwa garwolskiego i wareckiego, nietylko siana i owsa, miodu i wina, ale i łaźnia osobna i fontanna pańska i ogródeczek zasadzony ziółkami.
— Ach — przerwał Płaza — chyba żartujecie sobie ze mnie, bom ja chudy pachoł, a tam dla panów gospoda z wymysłami.
— Sąć i pośledniejsze i tańsze — dodał Wijurski. — Po Giżowskiej idzie Kalina, ale ten drze. Długoszowska gospoda mierna, u Gąsiorka się mieszczą ci, co tanią mieć chcą a wygodnie. Karmi dobrze, tylko tam w izbie spólnej spać będziecie musieli, bo osobnych niema, o które też i u innych trudno. Conajmniej we dwu, we trzech, albo i czterech zebrać się trzeba, aby sobie alkierzyk dostać.
Ja też tam niedaleko będę, bo mój książe podkomorzy ma tam właśnie dwór, którego jedne wrota na Długą ulicę wychodzą. Zobaczycie go łacno, bo choć to z drzewa, ale po pańsku wystawione, obszerne, a izba stołowa choć na stu ludzi. Niedarmo o Radziwille powiadają: Rad — żywił. U nich gościnność we krwi i rodzie.
— Jakże go zowiecie tego co mi go zalecacie? — spytał Płaza.
— Kalina się zowie. Łatwo go znaleźć, bo i wiecha wywieszona i znak jest i około gospody zawsze ludzi, szczególniej przekupniów natrętnych, stoi dużo.
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Na królewskim dworze Tom I.djvu/039
Ta strona została uwierzytelniona.