Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Na królewskim dworze Tom I.djvu/041

Ta strona została uwierzytelniona.

gdy do kościoła lub na przechadzkę wyjdą, nie poznasz że mieszczanka, tak klejnotami, atłasami, forbotami, fontaziami się to stroi, z góry patrzy na biednego człeka, a na paniczów zerka.
— Ba, po tych mi nic — szepnął Płaza — jam chudy pachoł, a choć chleba od nikogo, dzięki Bogu, nie potrzebuję, za starym już, abym szalał.
— Więc wam inaczej radzić nie umiem — odezwał się Wijurski — tylko do Kaliny, a że mnie w tę samą stronę droga, zaprowadzę was do niego i zalecić mogę. Rozpatrzycie się później, albo poznajomicie, a może się mieszczańska znajdzie gospoda.
Podkoniuszy rzucił okiem na ponuro zamyślonego towarzysza i dodał.
— Macie-li sprawy jakie w mieście, wedle tego się i gospodą trzeba mieścić, gdzie dogodniej a niedaleko, bo się Warszawa teraz rozrosła z Nowem miastem i przedmieściami. Panowie coraz to mieszczańskie place, ogrody i role wykupują, a ci dalej ustępują od środka. Panom bliżej zamku i swoich być najlepiej przystało. Nigdy się tak nie budowano jak teraz. Cegielnie się na Skarzyszewie, na Pradze, na Nowem mieście i w Ujazdowie mnożą, bo panowie się do murów rwą, a co najmniej zpruska napół cegłą budynki stawią, drudzy i marmur sobie spro-