wieczora, wprost z pola, pojechałem do miasta i gdyby nie dobre znajomości, jużbym się nie dostał do niego, bo bramy były pozamykane, ale mnie fiertelnicy fórtą puścili.
Wprost, jakby mnie co tknęło, pobiegłem do domu rodziców żony, a tu konia do płota przywiązawszy, gdym przez szpary okiennicy światło w izbie żony zobaczył, podkradłem się... Zazdrość jakaś mnie pchała, coś mówiło, że nieszczęście mnie czeka.
Okno to było mi dawno znane, że przez nie z boku na izbę, mimo okiennicy zajrzeć było można. Bietka leżała na łóżku, a na skraju jego siedział włoch kupczyk Czeryn, który i dawniej bardzo koło niej zabiegał... Śmiali się i całowali... W oczach mi się zrobiło ciemno, tylko żem nie padł trupem, ale złość i gniew siłę mi dał. Z ogródka drogę do izby znałem dobrze, i gdym do niej wpadł nagle, Czeryn ratować się nie miał czasu ucieczką... położyłem go trupem w miejscu, tak że wznak padł na łóżko żony mojej i całe je obroczył.
Kobieta się z krzykiem wyrwała, bo się obawiała takiego samego losu i dziecię z kolebki chwyciwszy, uciekła.
Mieszczanie u siebie w domu byli; pochwycono mnie zaraz i sprawa o mężobójstwo się wywiązała szpetna, gdzie ten zdrajca czystym się miał okazać, żona niewinną, a ja poprostu roz-
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Na królewskim dworze Tom I.djvu/046
Ta strona została uwierzytelniona.