umiał ani pokierować, ani mógł rozpoznać, tak się wszystko dziwnie właśnie pod te czasy odmieniło.
Wyglądało miasto wcale inaczej niż dzisiejsze, gdyż każdy niemal dom i dwór ogród miał, plac obszerny, oparkaniony, przy niektórych stare, przy innych nowo pozasadzane stały drzewa. Gdzieniegdzie wznosiły się murowane pod dachówką i blachą kamienice i pałace z oficynami, stajniami i kuchniami, ale większość dworów była drewniana, z pruskiego muru, lub otynkowana tylko, co właśnie we zwyczaj wchodziło.
Zamek od przodu staremi szopy i budowlami odwiecznemi zasłonięty, nieokazale się stawił, ale i tu już nowe mury widniały. Kościołów było dosyć starych i nowych, a z tych niektóre z wieżami. Ulice za to cale się niepocześnie ukazywały, zapuszczone, niewszystkie prosto powytykane, pełne śmiecia i błota. Mało gdzie bruk znaleźć było można.
Przy tem wszystkiem w pobliżu zamku, na Nowem mieście, około pałacu na Ujazdowie, przy Cekauzie i Giełdzie na Długiej ulicy, życia i ruchu było dosyć.
Po drodze Wijurski, który tu wszystko na palcach znał, każdego domku właściciela mógł wymienić, objaśniał Płazie do kogo mury i pałace należały, zdala mu ukazując Kazanowskich, Ossolińskiego i inne przedniejsze gmachy.
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Na królewskim dworze Tom I.djvu/049
Ta strona została uwierzytelniona.