Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Na królewskim dworze Tom I.djvu/072

Ta strona została uwierzytelniona.

wolnie do obrazu koronacyi i do niewieściej twarzy, która go w inną życia epokę przeniosła, gdy jedna z portyer się podniosła i młody dworak niepostrzeżony się zbliżył do zadumanego.
— Chodź waszmość za mną — odezwał się — kanclerz chce przyjąć waszmości.
Drgnął nieco pochwycony tak niespodzianie brodacz i pośpiesznie ruszył za swym przewodnikiem.
Szli tedy dalej przez cały szereg pokojów, równie ozdobnie i zbytkownie urządzonych. Co chwila, co krok radby się był Płaza zatrzymywać, ale młodzian poprzedzający go szedł śpiesznie.
Cudów takich nigdy w życiu nie oglądał ani nawet miał o nich wyobrażenie; w prostocie ducha znajdował może nawet, iż taka świetność i zbytek przystał w świątyni Bożej, naostatek w zamku króla, ale nie w mieszkaniu magnata, urągającem tym przepychem i kościołom i tronowi.
Olśniony znalazł się w pokoju pana, ale w pierwszej chwili nie widział nic oprócz mężczyzny dziwnie pięknego i pańskiego, dumnego oblicza, ubranego w atłasowy kontusik wiśniowy, na którym miał lekkie, zielonym aksamitem okryte futerko.
Pan godnym był pałacu, tak od niego biła starożytnego rodu wypieszczona świetność, tak