— Do usług waszych, Płaza — bąknął szlachcic.
— Czołem — odparł figlarnie Bielecki — jam tu przybył, aby was do mojego domu na Piwną ulicę zaprosić. Nie ujmuję Kalinie, gospodarz z niego czujny i troskliwy, ale po niewczasach podróży, u mnie wam spokojniej będzie.
To mówiąc schylił mu się do ucha.
— Z polecenia pana kanclerza... każcie konia wziąć i rzeczy i chodźmy razem. Pachołek poprowadzi rumaka.
— O! rumaka! — uśmiechnął się Płaza — szkapa to jest.
Bielecki bardzo uprzejmie się gościem zajmował, ale niemniej ciekawie w nim rozpatrywał. Z twarzy można było czytać, że się czegoś więcej po gościu spodziewał, a znajdował go bardzo niepoczesnym.
Sam bowiem pan Bielecki, niegdy wójt miasta Warszawy, teraz szafarz J. Król. Mości, człek zamożny, który już na szlachectwo patrzał i mianował się szlachcicem, choć nim nie był, ocierając się o dwór, żyjąc wśród wytworności i blasków, lubił też, aby i koło niego było galanto, jak wówczas zwłoska się wyrażano, i nie rad był domu lada kim zeszpecić.
A tu mu polecono tego Płazę, który wcale nie wyglądał pańsko, gościć, karmić, poić, bawić i dbać o niego. Rad był w nim znaleźć lub
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Na królewskim dworze Tom I.djvu/084
Ta strona została uwierzytelniona.