i rynku narożny, czyściuchny, ciepły jak w uchu, spoczniecie bezpiecznie.
— Co się z tej Warszawy zrobiło? — odezwał się Płaza — ani poznać.
— Ja to mówię — rozśmiał się Bielecki — wkrótce Kraków zakasujemy.
Dawnoście tu nie bywali?
— O! nie pytajcie — rzekł rozochocony nieco Płaza, iż się od Kaliny wydobył, któremu nocleg i strawne dobrze opłacić musiał. — Lat dwadzieścia... i małom tu gościł.
— A no! nie dziw, że wam tu teraz bez przewodnika nie chodzić.
Idąc tedy ukazywał Bielecki gościowi swemu dwory i domy, które niedawno jeszcze do mieszczan należały, a teraz biskupi je, książęta, senatorowie ponabywali, aby przy królu mieszkając po cudzych się kątach nie tułać, co godności Ich nie przystało. Więc choć za znaczne pieniądze i z wydatkiem wielkim musiał każdy dwór lub pałac postawić.
Wziął z tego asumpt pan Bielecki, aby Płazie się dać poznać lepiej, że chociaż w Warszawie wójtował i z bogatą mieszczanką się żenił, ale on z antenatów do plemienia szlacheckiego należał. Kłamał ci, ale inni Bieleccy szlachta byli, do których on się teraz czepiał.
Zaraz tedy nim do rynku doszli przez Piwną ulicę, posłyszawszy nazwisko Płazy, począł po
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Na królewskim dworze Tom I.djvu/086
Ta strona została uwierzytelniona.